Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Ustawa medialna "bez internetu", ale do czasu

18-03-2011, 08:54

Z nowelizacji ustawy medialnej usunięto przepisy dotyczące usług na żądanie. Senat zdecydował, że kwestie "internetowe" mają być uregulowane inną nowelizacją. Wbrew pozorom nie jest to powód do radości. Będzie drugie podejście do tych samych przepisów i wszystko może się zdarzyć.

Wczoraj Senat debatował nad Ustawą o radiofonii i telewizji, która w brzmieniu proponowanym przez rząd i Sejm wzbudzała poważne wątpliwości. Przepisy ustawy mogły objąć zbyt szeroki krąg osób. To oznaczałoby, że niektórzy autorzy blogów, serwisów wideo lub firmowych stron WWW musieliby uzyskać wpis do wykazu Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Musieliby też spełniać inne obowiązki wynikające z ustawy pod groźbą kar.

>>> Czytaj: (akt.) Ustawa medialna: Prasa kłamie? Oddajmy głos ekspertom

W czasie dyskusji w Senacie zabierał głos m.in. minister kultury Bogdan Zdrojewski. Przekonywał on, że proponowana ustawa w ogóle nie zagraża wolności internetu i wszystkie obawy są bezzasadne. Dodał jednak, że rząd chce zareagować na te obawy i dlatego zaproponował usunięcie z nowelizacji przepisów dotyczących usług na żądanie. Nie oznacza to całkowitej rezygnacji z tych przepisów. Po prostu mają być one wprowadzone przez kolejną nowelizację.

Ostatecznie Senat zgodził się na takie rozwiązanie. Nie oznacza to, że wszyscy byli zadowoleni. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji była jedną z tych stron, która broniła całej ustawy. Na stronie KRRiT pojawiło się stanowisko w tej sprawie pt. Gdzie jest prawda o dyrektywie – informacja KRRiT dotycząca implementacji dyrektywy o audiowizualnych usługach medialnych (plik PDF).

KRRiT uważa, że ustawa nie była stworzona w celu regulacji internetu, nie zagrozi młodym przedsiębiorstwom, nie jest sprzeczna z unijną dyrektywą itd. Argumenty te są jednak w dużej części oparte o przedstawianie intencji KRRiT i ustawodawcy. Rada zapewnia, że "poza zakresem zainteresowania ustawy, a zatem i Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji pozostaje cała reszta treści internetowych, w tym wszelkie materiały wideo nie mające charakteru medialnego". To automatycznie wzbudza pytanie - co to są "materiały nie mające charakteru medialnego"? Poza tym czy ma sens obiecywanie internautom "braku zainteresowania ze strony KRRiT", jeśli przepisy dadzą Radzie większe możliwości?

Odpowiedź na oświadczenie KRRiT można znaleźć w serwisie Vagla.pl. Jego autor Piotr Waglowski zauważa, że "trudno czytać w myślach ustawodawcy. Oceniając projekt dowolnej ustawy można opierać się jedynie na brzmieniu poszczególnych, zaproponowanych nią przepisów oraz na uzasadnieniu dołączonym do projektu". Warto też mieć przy tym na uwadze to, co wcześniej pisaliśmy na temat oceny tej nowelizacji okiem prawnika.

W swoim stanowisku KRRiT stwierdza też, że nie jest prawdą, jakoby "ustawa była dla kogokolwiek niespodzianką". Tutaj KRRiT ma rację - nowelizacja nikogo nie zaskoczyła. Problem jednak w tym, że rząd całkowicie zignorował uwagi dotyczące noweli, które zgłaszano jeszcze przed "medialną burzą". DI pisał o tym w tekście Premierze! Zróbmy prawdziwe konsultacje, o mediach i nie tylko. W ten sposób dochodzimy do głównego problemu, jakim jest sposób tworzenia prawa w Polsce.

Jeszcze nie ma dobrej ustawy

Podzielenie nowelizacji ustawy medialnej na dwa etapy nie oznacza "zwycięstwa internautów". Będą propozycje wprowadzenia innych przepisów, może lepszych, może nie. Już wcześniej proponowano dopisanie do ustawy blogów i forów jako serwisów, których ustawa nie będzie dotyczyć. To był jednak błąd, ponieważ w polskim prawie nie istnieje pojęcie takie, jak "blog".

Istnieje potrzeba stworzenia "dobrej ustawy", ale to oznacza konieczność opisania skomplikowanych zjawisk za pomocą dostępnych pojęć. Zadanie to nie jest łatwe. Tym bardziej nie należy pochwalać rządu za to, że nadał projektowi ustawy status "pilny".

Inna rzecz - tak naprawdę nie wiemy dokładnie, na co wczoraj zgodził się Senat. Zwraca na to uwagę prawnik Piotr Waglowski w serwisie Vagla.pl.

- Chciałbym Państwu jakoś przedstawić przegłosowane właśnie w Senacie poprawki, ale niestety serwis internetowy Senatu wcale ich nie udostępnia. Musimy poczekać na to, aż stosowny druk znajdzie się w Sejmie. Sposób prezentowania procesu legislacyjnego to jedna z tych spraw w rozwijającym się społeczeństwie obywatelskim, która jest jeszcze do poprawienia - czytamy w tekście pt. Senat wprowadził poprawki do ustawy medialnej, ale to nie koniec dyskusji o Sieci.

Trzeba też mieć na uwadze, że Sejm może odrzucić poprawkę Senatu.

Prawdą jest, że rząd zareagował (po czasie) na obawy internautów. Jeśli jednak dalsze prace nad przepisami (jakimikolwiek) będą przebiegać tak, jak dotychczas, co jakiś czas będziemy obserwować to, co organizacje pozarządowe nazwały "gaszeniem pożaru".

Znów należy rządowi przypomnieć, że rok temu obiecano przejrzysty proces stanowienia prawa. Tej obietnicy dotychczas nie zrealizowano. Nie chodzi tylko o internautów czy "obrońców internetu". Byłoby dobrze, gdyby osoby zainteresowane rolnictwem mogły bezproblemowo śledzić prace nad ustawami z zakresu rolnictwa. Nauczyciele powinni mieć dobry dostęp do informacji o pracach Ministerstwa Edukacji, a policjanci powinni wiedzieć, co planuje MSWiA. Nie chodzi tylko o otwartość rządu wobec internautów. Władze ciągle ignorują potrzeby obywateli, którzy korzystają z internetu i funkcjonują w społeczeństwie informacyjnym.

Pozostaje jeszcze raz zadać pytanie - Panie Premierze, zrobimy prawdziwe konsultacje?

>>> Czytaj: Premierze! Zróbmy prawdziwe konsultacje, o mediach i nie tylko


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:

fot. Samsung



fot. HONOR








fot. Freepik