Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Dyplomaci USA mogli współpracować przy wycieku WikiLeaks. Wybrali konfrontację

29-11-2010, 10:37

Założyciel WikiLeaks Julian Assange proponował brytyjskiemu ambasadorowi USA współpracę przy redagowaniu materiałów, które zostały udostępnione w czasie ostatniego weekendu. Assange chciał w ten sposób zminimalizować ewentualne ryzyko związane z publikacją. Amerykanie odmówili takiej współpracy, co zdaniem Assange'a świadczy o niechęci do prowadzenia konstruktywnego dialogu.

W internecie da się zauważyć ogromną ekscytację związaną z ostatnim wyciekiem WikiLeaks. Opublikowane zostały "brutalnie szczere" opinie amerykańskich dyplomatów na temat zagranicznych przywódców i różnego rodzaju zagrożeń. Amerykanie próbowali przygotować się do wycieku, ostrzegając sojusznicze kraje, ale okazuje się, że mieli oni szansę na uczestniczenie w redagowaniu dokumentów z wycieku.

>>> Czytaj: Wikileaks: Brutalna prawda o światowych przywódcach. 972 depesze z Polski

Serwis Index on Censorship opublikował korespondencję, jaką w piątek i w sobotę wymienił Julian Assange z przedstawicielami amerykańskiej dyplomacji. 26 listopada szef projektu WikiLeaks wysłał list do Louisa Susmana, ambasadora USA w Londynie. W piśmie tym stwierdził, że WikiLeaks byłby wdzięczny, gdyby władze USA przedstawiły zbiór nazwisk lub liczb, których opublikowanie mogłoby narazić ludzi na zagrożenie.

Na list odpisała osoba podpisująca się jako Harold Hongju Koh, doradca prawny z Departamentu Stanu. Stwierdził on, że przedstawiciele USA nie będą angażować się w wydawanie i rozpowszechnianie pozyskanych nielegalnie niejawnych materiałów rządu USA.

W odpowiedzi Julian Assange odpisał, że organizacja stojąca za WikiLeaks poświęciła znaczącą ilość czasu i zasobów, redagując pozyskane materiały. Chciała ona, aby dokumenty sprawdziły tradycyjne media oraz rząd USA. Mimo to - zdaniem Assange'a - przedstawiciele USA nie chcieli wyeliminować ryzyka dla życia i operacji wojskowych i odrzucili ofertę współpracy, wybierając "podejście konfrontacyjne" (zob. Index on Censorship, Wikileaks and State Department correspondence).

Podobne rzeczy przedstawiciele WikiLeaks mówili po wycieku dokumentów z Afganistanu. Podkreślali, że nie chcą narażać nikogo na ryzyko i prosili o recenzentów ze strony rządu USA. Komunikacja na linii USA - WikiLeaks była bardzo trudna i najwyraźniej nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Czy administracja USA powinna uczestniczyć w wyciekach? Z jednej strony amerykańskie władze nie chcą negocjować z kimś, kto ich zdaniem popełnia przestępstwo. Z drugiej strony trzy ostatnie wycieki WikiLeaks pokazały, że nie da się powstrzymać ujawnienia informacji, nawet jeśli Julian Assange będzie oskarżony o gwałt, a strona WikiLeaks stanie się celem ataków DDoS. 

USA ma powód, aby zastanowić się nad zmianą zdania. WikiLeaks na stronie ostatniego wycieku informuje, że dokumenty dyplomatów będą ujawniane w kilku etapach przez następne kilka miesięcy. Dodatkowo poprzez swoje konto na Twitterze WikiLeaks zapowiada, że zaprosi kolejne media do materiałów pod embargiem.

>>> Czytaj: Dokumenty z Iraku są w sieci. Wojna brutalniejsza niż sądzono


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:





fot. Freepik




fot. Freepik



fot. DALL-E