Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Bono: trzeba większej kontroli nad internetem

04-01-2010, 09:41

Skończyły się czasy, kiedy gwiazdy rocka promowały wolność. Na łamach Timesa Bono z grupy U2 stwierdził, że skoro da się cenzurować sieć w Chinach, to jest możliwe śledzenie treści w internecie i chronienie dzięki temu interesów artystów. Rzadko muzycy tak otwarcie wzywają do wprowadzania ostrych rozwiązań antypirackich.

W debacie na temat piractwa często mówi się o artystach, ale oni sami wypowiadają się raczej rzadko. Najczęściej surowe rozwiązania antypirackie proponują wydawcy lub organizacje ich reprezentujące, czyli IFPI, RIAA i in.

Niektórzy artyści wydają się mieć świadomość tego, że otwarte krytykowanie internautów jest atakowaniem własnych fanów. Tym bardziej ciekawe są te przypadki, w których artysta zaczyna mówić jednym głosem z wydawcami. Tak jest w przypadku lidera grupy U2, który swoje poglądy dotyczące wymiany plików w sieci przedstawił w felietonie pt. Ten for the Next Ten na łamach New York Timesa.

Bono stwierdził, że jedyną rzeczą chroniącą przemysł filmowy i telewizyjny przed losem, jaki  spotkał już gazety i muzyków, jest wielkość plików. Można jednak sądzić, że za jakiś czas nie będzie ona problemem i dzięki rozwojowi sieci filmy będziemy ściągać w kilka sekund. Zdaniem Bono ostatnia dekada udowodniła, że na ściąganiu z internetu tracą twórcy i to najczęściej ci młodzi, a zyskują bogaci dostawcy internetu.

Ale wiemy ze szlachetnych wysiłków w Ameryce, aby powstrzymać dziecięcą pornografię, nie wspominając o nieszlachetnych wysiłkach Chin, by powstrzymać dysydentów, że całkowicie możliwe jest śledzenie treści. Może potentaci filmowi odniosą sukces tam, gdzie muzycy i ich potentaci już odnieśli porażkę, i ożywią Amerykę do bronienia najbardziej twórczej gospodarki na świecie – stwierdził muzyk.

Choć Bono nie pisze tego wprost, to jest jasne, że opowiada się on za wprowadzeniem mechanizmów zmuszających dostawców internetu do współpracy z posiadaczami praw autorskich. Oczywiście bronienie praw artystów nie musi być złe, ale rzeczywiście trudno nie znaleźć podobieństwa takich rozwiązań do cenzury w Chinach. Rozwiązania takie, jak prawo Hadopi lub Rejestr Stron i Usług Niedozwolonych w Polsce, zawsze mogą zostać użyte do ograniczania wolności słowa, nawet jeśli zostaną wprowadzone w szczytnym celu bronienia artystów przed biedą.

Muzycy nie mówią jednym głosem

Przy okazji warto zauważyć, że muzycy stanowią naprawdę niejednolitą grupę, jeśli chodzi o poglądy wobec praw autorskich. Na jednym biegunie są ludzie tacy, jak Bono, którzy domagają się surowych rozwiązań antypirackich. Na drugim biegunie są grupy takie, jak Radiohead lub NIN, które są gotowe same udostępnić swoje nagrania. Pomiędzy nimi są przedstawiciele różnych folklorów, np. Lars Ulrich z grupy Metallica, który pobrał nielegalnie album własnego zespołu. Jest też Bob Dylan, który uważa nowe nagrania za generalnie bezwartościowe.

>>> Czytaj: Bob Dylan o P2P: "Czemu nie?"

Najbardziej interesujące jest jednak to, że muzycy mogliby mówić jednym głosem, gdyby... walczyli o prawa artystów. Już jakiś czas temu zauważono, że nie istnieje silne stowarzyszenie muzyków, które twardo negocjowałoby zasady wynagrodzeń z największymi wytwórniami. W kwestii wynagrodzeń artyści pozostają indywidualnościami. Tylko w kwestii twórczości są coraz mniej oryginalni. 

Warto w tym miejscu przywołać spór pomiędzy wytwórnią Sony Music a muzykami zespołów Allman Brothers Band oraz Cheap Trick. Zauważyli oni, że Sony stosuje w rozliczeniach z nimi te same zasady, jakie panowały w epoce płyt winylowych. Kiedyś bowiem wydawca ponosił duże koszty związane z dystrybucją, ale zmieniło się to w epoce muzyki sprzedawanej cyfrowo. Stawki się nie zmieniły, przeciwko czemu artyści zaprotestowali. Inni muzycy nie wspierali ich wtedy. O konieczności ochrony twórców jakoś zapomniano.

>>> Czytaj: Sony gra nieuczciwie?

Podobnie Bono w swoim felietonie nie odnotował faktu, że rynek się zmienia. Wytwórnie muzyczne dość późno zabrały się za wypracowywanie modeli sprzedaży muzyki w sieci, ale Bono nie ma o to do nich pretensji. W tym kontekście dochodzi do sytuacji, której jeszcze w poprzedniej dekadzie nikt się nie spodziewał – rockman żąda wprowadzenia rozwiązań bliskich cenzurze.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: New York Times