Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Porywanie samolotu poprzez terroryzowanie załogi odchodzi do lamusa. Według amerykańskiego urzędu nadzorującego lotnictwo cywilne, żeby przejąć władzę nad systemami kontroli najnowszego modelu Boeinga 787 wystarczy włamać się do sieci komputerowej, która ma umożliwić pasażerom korzystanie z internetu w trakcie lotu.

Boeing 787 Dreamliner to średniego rozmiaru samolot pasażerski, który ma wejść do użytku w drugim kwartale 2008 roku. Obecnie jest w ostatniej fazie produkcji. Jednym z udogodnień, jakie mają czekać na pasażerów Dreamlinera, jest możliwość podłączenia swojego komputera do internetu w czasie lotu.

Jak wynika z raportu Federalnej Administracji Lotniczej (Federal Aviation Administration - FAA), sieć komputerowa przeznaczona dla pasażerów jest fizycznie połączona z systemami kontroli samolotu, nawigacji i komunikacji z ziemią, co powoduje, że są one potencjalnie narażone na atak cyberprzestępcy.

Według Lori Gunter, rzecznik prasowej Boeinga, informacje te nie są do końca prawdziwe. Twierdzi ona, iż sieć dla pasażerów jest tylko częściowo połączona z resztą systemów i chroniona na kilka sposobów, między innymi za pomocą specjalnego firewalla.

Gunter przyznała wprawdzie, że istnieje możliwość przekazywania danych między tymi dwoma systemami. Zapewniła jednak, że powzięte zostały wszelkie działania, które uniemożliwią pasażerom jakąkolwiek ingerencję w niepowołane obszary sieci działającej na pokładzie samolotu.

Rzecznik Boeinga zaznaczyła ponadto, że FAA i producent maszyny zgodzili się już na przeprowadzenie testów, dzięki którym będzie można upewnić się, że samolot jest w pełni bezpieczny. Odbędą się one w marcu br. podczas pierwszych testów Dreamlinera w powietrzu.

Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: The Inquirer