taaak pręęędkość.. gdyby wszystkie samochody stały na parkingach, a ludzie chodzili pieszo to nie byłoby wypadków samochodowych.. większość wypadków nie jest spowodowanych przez prędkość samą w sobie, ale głupotę, brak wyobraźni i brawurę.. wciskanie się pomiędzy samochody, jazdę pasami wyłączonymi z ruchu... skręcanie lewoskrętem w prawo lub jazda prosto z takiego pasa... wyprzedzanie pod górkę.. itp.. wiele niebezpiecznych sytuacji powstaje przy małych prędkościach..
Policyjne polowania i wyskakiwanie z krzaków na dwupasmówce gdzie akurat jakimś cudem jest 50 zamiast 90... to tylko niektóre przypadki... autostrada max 130... nazywanie ludzi piratami bo jadą 160... to przecież przesada...
Jakieś 2-3 lata temu, na grupie dyskusyjnej o GPS-ach była dyskusja właśnie o dodawaniu miejsc ustawienia radarów do nawigacji samochodowej. Ktoś w niej mądrze stwierdził, że świat stanął na głowie. Kiedyś wystarczyło w niebezpiecznym miejscu postawić znak ograniczenia prędkości i sprawa była załatwiona, a teraz oprócz znaku trzeba zamontować kosztowny radar i tabliczkę informującą o kontroli radarowej i najlepiej dodać taki punkt do nawigacji, to może choć część kretynów zwolni w takim miejscu.
Ale właśnie sobie pomyślałem, że może w tym szaleństwie jest metoda? Zamiast kupować za chore pieniądze tysiące radarów stacjonarnych, to policja powinna się po cichu dogadać z producentami map do nawigacji i we wszystkich niebezpiecznych miejscach wprowadzić wirtualne fotoradary tzn.żeby nawigator krzyczał, że że właśnie zbliża się do punktu pomiaru szybkości, a faktycznie żadnego radaru by tam nie było, a stałby tylko znak ograniczenia prędkości. Idąc dalej, powinno się z naszym prawie zezwolić na legalne używanie antyradarów, a w każdy znak ograniczenia prędkości wmontować diodę nadawczą, bez żadnej elektroniki odbierającej i analizującej (pomijam kwestie zasilania tej diody i wandali). Byłem świadkiem, jak kumpel mający cegłówkę w bucie słysząc pisk antyradaru dał po hamulcach, choć o dziwo akurat jechał zgodnie z przepisami. :-) Oczywiście żeby odruch Pawłowa nie uległ osłabieniu nadal musiałaby istnieć jakaś ilość stacjonarnych fotoradarów i lotna z suszarkami w ręce pojawiać się w różnych miejscach. Ale i tak uważam, że zamiast całej tej elektroniki powinien wystarczyć zwykły znak ograniczenia i kultura jazdy. A na niereformowalnych powinien być bat w postaci mandatów w wysokości podobnej do tych w państwach skandynawskich. Jakby dostał kilka razy mandat tak z 1500 zł, to szybko by się nauczył zauważać znaki ograniczenia szybkości. No, może zostałaby garstka niereformowalnych milionerów. ;-)
@NCPNC - gdyby Cię korciło, to od razu mówię, że prawo jazdy mam od 1985 roku i nawet czasami mi się zdarza prowadzić samochód. ;-P
@eee - jakby nie patrzył, to gościa który leci 140 km/h przy ograniczeniu do 40 km/h można spokojnie zaliczyć do kategorii: głupota, brak wyobraźni i brawura, nieprawdaż?
Ograniczenia prędkości są czasami bez sensu ustawiane. Sam widziałem taką sytuację: remont drogi, stoi ograniczenie do 30, ok noga z gazu i jadę 40. Po 3 kilometrach dalej nie widać żadnego remontu, a ograniczenia dalej stoją. W tym momencie wszyscy leją na ograniczenie, bo niby z jakiej racji mają jechać 30? Dopiero po 30km trwa zalewanie dziur na odcinku 2km :/
Tak samo są odcinki drogi, gdzie można swobodnie jechać więcej niż 90 i według mnie powinno się zezwolić na szybszą jazdę.
Zgadzam się z twierdzeniem, że większość wypadków jest spowodowanych ludzką głupotą, a nie prędkością samą w sobie. Wyprzedzanie pod górkę, na zakrętach, jazda 130 w deszczu, przy prawie zerowej widoczności…
Problem jest gdzie indziej u nas jeśli ktoś wyleci przy 220 km/h z zakrętu przez który spokojnie mozna przelecieć 90 to się tam stawia ograniczenie do 60-ciu. A potem suszą. Jeśli droga jest do kitu zamiast poprawić, załatać, zmienić profil zakrętu to się stawia ograniczenie. A tak poza tym to co to w ogole jest za znak koleiny albo inne z tej serii takich znaków w ogole być nie powinno w cywilizowanym państwie w kodeksie.
Mnie na przykład irytują również "sierzanty" (progi zwalniające) szczegolnie takie wredne, jeśli jest strefa zabudowana i jest próg to niech go się da przejechać przy tych 20 na godzinę. Nie wiem czy jakaś mapa ma naniesione progi.
Co do samego systemu to żeby to miało sens musi być wielu jego użytkowników jeśli będzie kilku to nie ma to sensu.
Kolejną kwestią jest ilość wysyłanych danych która wcale nie musi być mała i może oznaczać pewne koszty, szczegolnie na przykład w systemach prepaid np mix w orange nalicza opłatę za gprs z góry za 50 kilo co nawiane połączenie.
Idąc dalej jest to kolejny system który zbiera różniste informacje o użytkownikach które mogą być spożytkowane na rożne sposoby, wyobraźcie sobie ze policja w oparciu o te informacje wystawiła by wszystkim mandaty ;), pole do popisu jest tez dla zdradzanych małżonków firm detektywistycznych i innych służb zwanych specjalnymi o właścicielach firm nawet nie mowie. I to za zgoda śledzonego co więcej pewna grupa służb będzie mieć do takich danych dostęp zagwarantowany istniejącymi ustawami.
Na koniec jeszcze chciał bym zasugerować ze zbieranie takich danych w oparciu o numer telefonu (dokładnie o jego IP) może się ocierać o ustawę o ochronie danych osobowych.
~Epu: A ja zawsze myślałem że to prędkość wpływa na siłę bezwładności w ruchu po okręgu na co z kolei działa siła tarcia opon i przy za dużej sile odśrodkowej samochód traci przyczepność. No ale jak Ty uważasz że zakrę 90* da się zrobić tak samo przy 20km/h jak i przy jednostajnym 200km/h to gratuluje ;).
Ograniczenia są stawiane bezsensownie i dla tego ludzie się ich nie trzymają. Część jest faktycznie odpowiednio postawiona ale jak na 3 pasmowej ulicy przecinającej całe miasto (jeden kierunek) stoi 50 i suszą to jak ma szlag człowieka nie trafić? Droga po remoncie i spokojnie możnaby 70-80 jechać bez tworzenia zagrożenia...
Oczywiście nie mówię o debilach, którzy cisną 120+ przez środek miasta itp ;)
Fakt, że nasi drogowcy są mistrzami świata. Sam miałem taką sytuację, jeszcze wczasach gdy A4 Kraków-Katowice nie była płatna, a jej remont nie był permanentny, jechałem sobie jak kodeks przykazał 130, a tu stoi ograniczenie do 40-tu. Grzecznie zwolniłem. Po kilometrze czy dwóch olałem sprawę, bo ani robotników, ani maszyn, ani nawet świeżego żwiru na drodze nie było. Żeby było ciekawiej, to odwołania ograniczenia też chyba nie było, ale tego nie jestem już pewien.
Z drugiej strony znajomy opowiadał, że jadąc autostradą w Austrii spotkał ograniczenie do 40-tu. Żadnego remontu nie było widać, więc uznał, że to nasi na saksach robili remont i jak zwykle nie zdjęli znaków i nie zwolnił. Okazało się, że ledwo uszedł z życiem, bo zakręt był źle wyprofilowany i milimetrów brakło do wyrzucenia samochodu poza asfalt. Jakby jechał ciut szybciej, to nie miałby żadnej szansy. Tak więc na zachodzie też potrafią postawić ograniczenie zamiast przebudować jezdnię.
A co do zbierania informacji przez system, to trudno się nie zgodzić że co najmniej kilka służb będzie miała do nich dostęp, choć niekoniecznie uzasadniony. Ale póki co nie jest to obowiązkowe jak OC, więc jak ktoś się godzi na to dobrowolnie, to nie powinien się dziwić, że ktoś mu łomocze do drzwi o 6 rano.
Słusznie zauważono że konieczność postawienia fotoradaru w każdym niebezpiecznym miejscu jest chora. Owszem, ludzie powinni słuchać w takich miejscach znaków... Tylko jak to ma niby działać jeśli znaki są wszędzie? Dużo dróg wojewódzkich i wiele krajowych przelatuje wiochę za wiochą, bo ludzie chętnie przyklejają sobie domki do "dogodnego dojazdu", i wszędzie oczywiście teren zabudowany. Kilka zakrętów=ograniczenie do 40. Jak narzekają przedmówcy: ograniczen, także bezsensownych jest mnóstwo, i trudno się dziwić, że ktoś je olewa, gdy od zawsze tak robi i nic mu się nie dzieje. A co się ma dziać gdy ktoś w ładny, suchy dzień przekracza o połowe limitu na przykład na godzinę ograniczenie teoretycznie to samo co w zimie?