Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Kampania informacyjna MEN mądra jak reklamy Playboya. Czy tak będzie po reformie edukacji?

14-03-2017, 12:53

Ministerstwo edukacji wypuściło kolejny film "informacyjny" pokazujący jak będzie wyglądało życie po reformie edukacji. Jest to materiał zabawny, uroczo cukierkowy i niestety w pewien sposób podsumowuję oderwanie MEN od rzeczywistości.

Uwaga! Tekst jest felietonem. Przedstawia poglądy autora.
* * *

Nigdy nie ukrywałem, że jestem raczej krytycznie nastawiony do reformy edukacji. Po prostu nie przepadam za prowadzeniem jakichkolwiek reform bez racjonalnych podstaw. Nawet ministerstwo edukacji nie potrafi określić jakie są kryteria sukcesu tej reformy, więc mamy sztukę dla sztuki. Ot fajnie jest coś sobie zreformować i powiedzieć "jesteśmy wielkimi reformatorami".

Oczywiście MEN ma także dobre pomysły, które mogłyby być zrealizowane bez reformy całego systemu. Do takich pomysłów należy nauczanie elementów programowania od najmłodszych klas. Obserwujemy tę inicjatywę jeszcze od czasów rządu PO i napisaliśmy o niej dużo, raczej w przyjaznym tonie. Dziś niestety postanowiłem się pośmiać nie tyle z samego pomysłu co z rządowej propagandy.

Kampania "informacyjna"

Ministerstwo Edukacji Narodowej prowadzi "kampanię informacyjną" o reformie edukacji. Tak naprawdę nie jest to kampania informacyjna bo w jej ramach nie są udostępniane żadne wartościowe informacje. Tworzone są natomiast filmiki propagandowe o niskiej wartości merytorycznej. 

Oto najnowszy z takich filmików. Uwaga! Będzie śmiesznie!

Powyższy film propagandowy przypomina mi głupawe reklamy perfum Playboya albo dezodorantów Axe. Twórcy chcieli by było "sexy" i w tym całkowicie pogrzebali logikę.

Jeśli Twój dom jest gotowy na "inteligentne gadżety" to prawdopodobnie masz już aplikacje do sterowania urządzeniami i Twoje dziecko nie musi programować odkurzacza. Jeśli masz zwykłą żarówkę i zwykły ekspres do kawy to mam złą wiadomość - Twój dzieciak prawdopodobnie go nie zaprogramuje i nie zmodernizuje nawet po kilku latach zreformowanej szkoły.

Wręcz podoba mi się idiotyczna cukierkowość tego filmiku. Sprytny dzieciak płci męskiej i głupia matka wyrażająca delikatne zaskoczenie, ale właściwie nieprzejęta chaosem wprowadzanym przez syna. Z ogólnego przekazu rozumiem, że to obraz normalnej polskiej rodziny za kilka lat. Ludzie raczej zamożni, mają mnóstwo gadżetów, dzieciak siedzi sobie na kanapie i programuje patrząc jak matka zasuwa ze ścierką. Ale dzieciak jest łaskawy i oświeca głupią matkę, która nawet nie rozumie terminu "inteligentne mieszkanie". Naprawdę zabawne.

Propaganda za pieniądze podatników

Teraz proponuję wrócić do naszego wymiaru. Pisząc ten tekst chciałem zwrócić uwagę na dwie rzeczy.

  1. To jest czysta propaganda, a Ministerstwo Edukacji nie powinno trwonić pieniędzy podatników na takie informacyjne śmieci. Przypomnę w tym miejscu, że za czasów PO również krytykowałem rządową propagandę i nie widzę powodu, by nie robić tego teraz. Zwróciłem się do MEN z pytaniami o to, ile to wszystko kosztowało i kto to zrobił. Czekam na odpowiedzi. Nawet jeśli dowiem się, że te filmiki kosztowały 200 zł to będzie oznaczało jedno - przepalono 200 zł z publicznych pieniędzy.
  2. Ta propaganda nie spełnia w najmniejszym stopniu idei "kampanii informacyjnej" gdyż w nauczaniu programowania wcale nie chodzi o programowanie.

Rozwinę ten drugi punkt.

Czemu służy nauczanie ogólne?

Nauczanie w szkole nie powinno prowadzić do wykształcenia eksperta w jakiejś dziedzinie. To po prostu niemożliwe bo dziecko jest dzieckiem i musi zebrać pewną wiedzę ogólną aby w przyszłości stać się ekspertem. Oznacza to, że...

  • lekcje języka (obcego lub ojczystego) nie służą wykształceniu literata lub tłumacza,
  • lekcje muzyki nie służą wykształceniu muzyka,
  • lekcje matematyki nie służą wykształceniu matematyka,
  • lekcje programowania nie będą (i nie powinny) służyć wykształceniu programisty.

Lekcje w zwykłej szkole mają służyć wykształceniu dziecka by potrafiło pisać i mówić (języki), jako taki liczyć (matematyka), odróżnić skrzypce od wiolonczeli (muzyka) oraz by rozumiało na jakiej zasadzie działają komputery i roboty (informatyka - programowanie). Dopiero gdy dziecko zdobędzie te solidne podstawy możemy zacząć myśleć o kształceniu kierunkowym.

Jeszcze raz odeślę was do wywiadu z prof. Maciejem Sysło, który publikowałem jeszcze w roku 2015. Pan profesor i nie lada specjalista od edukacji informatycznej bardzo podkreślał to, że uczenie programowania ma być elementem nauczania, ale nie celem samym w sobie.

Cukierkowa wizja sukcesu

Propagandowy film ministerstwa w pewnym sensie wykrzywia obraz tego, co naprawdę należałoby przez reformę osiągnąć.

Wcale nie jest nam potrzebne to, aby w przyszłości każdy dzieciak "programował" ekspres do kawy. Będzie pewnym sukcesem, jeśli każdy absolwent szkoły będzie rozumiał jak działają pewne urządzenia i narzędzia znajdujące się wokół nas (a będą one coraz bardziej złożone). Wybaczcie mi tę niegrzeczną uwagę, ale rodzice dzieci ze szkoły "zreformowanej" nie będą tylko głupimi blondynkami, które nie potrafią skojarzyć co oznacza "inteligentne mieszkanie".

Już dziś wielu rodziców korzysta ze smartfona i innych "inteligentnych" urządzeń. Ich dzieci mają pewne edukacyjne problemy i nieumiejętność kodowania wcale nie jest najpoważniejszym z nich. Zmierzam do tego, że reforma edukacji powinna być zorientowana na poprawienie o wiele bardziej podstawowych kwestii, natomiast "cukierkowe" cele w postaci "programowania odkurzacza" nie powinny być wynoszone na piedestał. Jeśli już te cukierkowe wizje są stawiane na pierwszym miejscu to niestety może być efektem tego, że MEN nie jest świadome prawdziwych problemów polskiej szkoły i edukacji.

Kto ich tego nauczy?

Osobną sprawą jest możliwość realizacji tej cukierkowej wizji w warunkach organizacyjnych stworzonych przez reformę. Już niebawem nauczycieli dotkną zwolnienia. W samorządach i w szkołach już teraz mówi się, że zwolnienia ominą nauczycieli bezpiecznych politycznie, mających "dobre umowy" i trudnych do zwolnienia ze zwykłej litości ("Ona ma trójkę dzieci to zwolnimy jego, on sobie poradzi"). To oznacza, że w zawodzie niekoniecznie pozostaną najlepsi.

Pani minister mówi, że już teraz nauczyciele mają po kilka specjalizacji. To oznacza, że dany nauczyciel jest naprawdę dobry z jednego przedmiotu (który studiował), a uprawnień do innych przedmiotów nabył na rocznych studiach podyplomowych. Stąd mamy nauczycieli muzyki, którzy nie potrafią grać na żadnym instrumencie, albo nauczycieli informatyki mających problemy z podstawami tego przedmiotu.

Nie wątpię, że gdzieś w Polsce jakiś dzieciak nauczy się programować odkurzacz. To niestety nie będzie sukcesem polskiej szkoły. Wiem, że ten felieton nie jest tak cukierkowy jak filmik ministerstwa i przepraszam was za to.


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *