Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Instagram to tylko jeden przykład "największego kłamstwa internetu"

19-12-2012, 10:32

Ludzi oburzył regulamin Instagrama, który miał otwierać drogę do sprzedawania zdjęć użytkowników. Można się jednak spotkać z opiniami, że poprzednia wersja tego regulaminu była o wiele gorsza. Poza tym nawet rezygnując z Instagrama, możemy korzystać z Facebooka albo z Google, gdzie regulaminy i polityki też są mocno wątpliwe.

Wiele osób słyszało już o tym, że Instagram zdenerwował użytkowników zmianami w regulaminie. Pojawiły się obawy, że serwis będzie mógł wykorzystywać zdjęcia użytkowników w reklamach i nawet je sprzedawać.

Instagram już za to przeprosił i zapowiedział aktualizację regulaminu, choć można się zastanawiać nad tym, co było powodem tych przeprosin. Instagram przestraszył się reakcji użytkowników, a może przeraził go fakt, że National Geographic zapowiedział zaprzestanie korzystania z Instagrama?

Instagram nie chciał więcej, niż miał

Trudno jest analizować motywy działania Instagrama, natomiast warto przyjrzeć się kontrowersyjnej zmianie w regulaminie. Miał on zawierać następujący zapis.

By pomóc nam w dostarczeniu interesujących płatnych lub sponsorowanych treści lub promocji, zgadzasz się na to, że firma lub inny podmiot zapłaci nam za wyświetlenie twojej nazwy użytkownika, podobizny, fotografii (wraz z powiązanymi metadanymi) oraz akcji, jakie podejmujesz, w połączeniu z płatnymi lub sponsorowanymi treściami lub promocjami, bez żadnych kompensat dla ciebie.

Brzmi kiepsko prawda? Użytkownicy Instagrama oburzyli się całkiem słusznie, ale czy wcześniej Instagram nie miał podobnie brzmiącego regulaminu?

Otóż miał. W obecnie funkcjonującym regulaminie jest rozdział dotyczący praw co do treści (Proprietary Rights in Content on Instagram), którego drugi punkt daje Instagramowi podobne uprawnienia. Można się nawet spotkać z opiniami, że proponowane teraz brzmienie regulaminu było bardziej precyzyjne.

Dla kogo są regulaminy?

Czy zatem użytkownicy niepotrzebnie się oburzyli? Tego nie można powiedzieć. Warto tylko zauważyć, że Instagram nie od dziś ma regulamin dający serwisowi duże możliwości.

Co więcej - serwisy społecznościowe generalnie bazują dziś na regulaminach, które są mało zrozumiałe i mają na celu rozszerzać prawa serwisu. Dotyczy to także Facebooka, Google, LinkedIn i wielu innych e-usług.

Regulaminy nie są tworzone z myślą o użytkowniku. Ich celem wcale nie jest wyjaśnienie użytkownikowi, na jakich zasadach działa serwis. Celem regulaminów jest raczej zabezpieczenie serwisów przed roszczeniami użytkowników. Dokumenty te są więc tworzone tak, aby w razie czyichś zastrzeżeń serwis mógł powiedzieć "nie nasza wina, przecież to było w regulaminie". 

Przyznajmy więc, że regulaminy nie są "prokonsumenckie". Powszechność tego zjawiska nie oznacza, że powinniśmy być na nie obojętni.

demotywator

Regulamin po ludzku? Ciężka sprawa

Dziennik Internautów pisał o projekcie ToS;DR, który postawił sobie ambitny cel tłumaczenia regulaminów z języka "prawniczego" na "ludzki". To jest naprawdę dobry pomysł, aby ktoś znający się na rzeczy przeanalizował regulaminy i opublikował krótkie, zrozumiałe "wyciągi" opisanych w nich zasad.

Nie bez znaczenia są też działania władz. Zaledwie wczoraj wspominaliśmy o niemieckim urzędzie, który zażądał od Facebooka porzucenia wymagań co do poddawania prawdziwych nazwisk. Unijne organy ochrony danych przeanalizowały też politykę prywatności Google, przyznając, że jest ona pełna niedomówień i trudna do zrozumienia nawet dla ekspertów.

Sonda
Jaki odsetek ludzi - Twoim zdaniem - może faktycznie czytać regulaminy?
  • od 50 do 100%
  • od 25 do 50%
  • od 10 do 25%
  • mniej niż 10%
  • 1% lub mniej
wyniki  komentarze

Największe kłamstwo internetu

Mając to wszystko na uwadze, powinniśmy "odwrócić" dotychczasowy sposób myślenia o regulaminach. Zazwyczaj mówi się, że "trzeba czytać regulaminy", że wszystko w sieci jest jasno ustalone, że wszyscy w sposób świadomy wybieramy usługodawców, a ten, kto nie zrozumiał regulaminu, jest idiotą.

Powyższy sposób rozumowania jest zły i coraz częściej określa się go mianem "największego kłamstwa internetu".

Prawda jest taka, że e-usługi funkcjonują w sferze wielu niedomówień, a większość ludzi nie czyta regulaminów i nie zna dobrze zasad funkcjonowania e-usług. Nie wynika to z niechęci czy analfabetyzmu, ale z nieprzejrzystości regulaminów oraz redagowania ich w sposób utrudniający zrozumienie albo dopuszczający szerokie interpretacje. Ta nieprzejrzystość otwiera drogę do uzyskiwania od ludzi zgody na coś, na co być może nigdy by się nie zgodzili. Wszyscy udają że czytali regulaminy, a kończy się to wielkimi rozczarowaniami po obu stronach.

Warto przecytać także: Facebook zignorował głosy 600 tysięcy internautów. Naprawdę skasują konta?


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:


fot. Samsung



fot. HONOR