Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Gmina nie wiedziała, kto publikuje na jej stronach. Sąd w to nie uwierzył

03-10-2014, 09:49

Gmina Nowy Wiśnicz nie chce ujawnić, kto publikuje informacje na jej stronach, gdyż... władze nie mają pojęcia, kto to jest. Niestety sądy uznały, że obywatel ma prawo uzyskać tę informację, a gmina powinna wiedzieć takie rzeczy.

To kolejny tekst z cyklu absurdy dostępu do informacji publicznej w Polsce.
* * *

Nasze władze, niezależnie od szczebla, po prostu uwielbiają strony internetowe, gazetki, profile w social media i inne narzędzia do promowania swoich osiągnięć. Niestety to nie oznacza, że politycy są skłonni do rzetelnego informowania o swoich działaniach, nawet jeśli dotyczy to wspomnianych gazetek lub stron. Dobrym tego przykładem jest pewna historia z gminy Nowy Wiśnicz. 

Kto publikuje na stronie gminy?

Jeszcze w maju ubiegłego roku pewien obywatel postanowił się dowiedzieć, kto dokładnie jest autorem pewnych artykułów na stronach www.nw.com.pl i www.wisnicz24.pl. Tu należy wyjaśnić, że pierwsza z tych stron  jest oficjalną stroną Urzędu Miasta i Gminy Nowy Wiśnicz (zob. zrzut poniżej). Druga strona miała charakter forum, ale również była opłacana przez gminę. Obywatel złożył więc wniosek o dostęp do informacji publicznej i zakładał, że to wystarczy, by zdobyć informację.

zrzut

Burmistrz w odpowiedzi na wniosek stwierdził, że pytanie o autora tekstów na stronie gminy... nie stanowi informacji publicznej. Obywatel jakoś nie chciał się z tym zgodzić i złożył skargę do sądu. W odpowiedzi na skargę Burmistrz odpowiedział, że jego zdaniem informacje o autorach nie stanowią informacji publicznej, ponieważ... nie odnoszą się do działalności organów władzy publicznej. 

Już na tym etapie zachowanie władz gminy można uznać za wysoce absurdalne. Wychodzi na to, że według Burmistrza strona prowadzona przez Urząd Miasta to jakiś całkowicie niezależny od gminy byt. To nie koniec absurdu.

Gmina nie wie, kto publikuje...

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie przyznał rację obywatelowi, wyrokiem z lipca 2013 roku (II SAB/Kr 134/13). Władze gminy nie poddały się jednak i złożyły skargę kasacyjną. W tej skardze znalazło się stwierdzenie, że... uwaga... władze gminy nie mają informacji o osobach redagujących wspomniane serwisy. Dodajmy jeszcze, że obywatel pytał o nazwisko osoby, która dokonywała wpisu jako "admin". Gmina najwyraźniej nie wiedziała, kto to taki.

W tym momencie poziom absurdu sięga sufitu i chce się przebić na wyższe piętro. Oto władze gminy nie tylko uznają swoją stronę za jakiś niezależny byt, ale nawet nie mają pojęcia, kto tę stronę prowadzi. Ta niewiedza nie przeszkadza im w utrzymywaniu strony. Niesamowite!

Skargą kasacyjną zajął się Naczelny Sąd Administracyjny, który wydał już swój wyrok (OSK I 2822/13). Wyroku nie ma jeszcze w bazie orzeczeń i przyznajemy uczciwie, że my go nie widzieliśmy. Pisze o nim jednak Piotr Waglowski w serwisie Vagla.pl, w tekście pt. Obywatel ma prawo wiedzieć, kto redaguje teksty na urzędowych stronach i trochę o propagandzie.

Naczelny Sąd Administracyjny dokonał trzech istotnych spostrzeżeń.

  1. Informacja o autorach tekstów na stronach gminy słusznie została uznana za informację publiczną. 
  2. Tłumaczenia gminy były niekonsekwentne. Najpierw twierdziła ona, że żądana informacja nie jest informacją publiczną. Dopiero potem twierdziła, że nie ma informacji o autorach.
  3. Jeśli Gmina prowadzi jakieś strony internetowe, to odpowiada za treści na tych stronach. Ta odpowiedzialność nie może być realizowana, jeśli gmina nie zna danych autorów. Organ władzy nie powinien rozpowszechniać anonimowych tekstów. 

Oczywiście mocno streściliśmy spostrzeżenia sądu na potrzeby tego tekstu. Jeśli chcecie lepiej poznać sprawę, powinniście zajrzeć do serwisu Vagla.pl.

Sonda
Czy wierzysz, że władze gminy nie wiedziały kto opublikował artykuły?
  • tak
  • nie
wyniki  komentarze

To kolejny przypadek, który potwierdza, że wciąż wielu przedstawicieli instytucji publicznych w Polsce nie dorosło do demokracji. Możemy się tutaj śmiać z Nowego Wiśnicza, ale problemy z "kreatywnym" interpretowaniem zasad dostępu do informacji publicznej zdarzały się np. w Urzędzie Marszałkowskim Województwa Mazowieckiego. Pisaliśmy o tym, jak ten urząd wymyślił sobie ochronę informacji publicznej przed skracaniem. Gdy drążyliśmy tę sprawę w UMWM, musieliśmy bardzo długo czekać na odpowiedzi na pytania, mimo iż Urząd zatrudniał wtedy 6 osób w biurze prasowym, a to biuro dostawało zaledwie kilkanaście pytań dziennie. Zdecydowanie jest problem z wyciągnięciem informacji publicznej w Polsce, nawet jeśli urzędy zatrudniają specjalne osoby do jej udostępniania.  

Wracając do Nowego Wiśnicza, można powiedzieć tylko jedno. Burmistrz, który nie ma pojęcia o osobach redagujących stronę gminy, powinien spalić się ze wstydu! To niesamowite, że lokalny polityk potrafi przed sądem używać swojej ignorancji jako argumentu, by nie udostępniać informacji publicznej. 


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              



Ostatnie artykuły:

fot. HONOR








fot. Freepik



fot. ING