Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Dwudziestolecie dema "State of the Art" - wideo

28-12-2012, 22:52

Dokładnie 20 lat temu, 28 grudnia 1992 roku, na komputerowym spotkaniu The Party w mieście Aars w Danii zaprezentowano demo "State of the Art". To zajmujące jedną dyskietkę dzieło poruszyło wyobraźnię ówczesnych pasjonatów komputerów i technologii, nawet tych niezainteresowanych demosceną. Wyświetlane na ekranie postacie, uprzednio nagrane kamerą i zwektoryzowane, poruszające się w rytm muzyki, z animowanymi efektami w tle oraz przejściami typu morphing, to było coś, co wyprzedziło swoją epokę i wyobrażenia o możliwościach komputerów.

Autorom "State of the Art" - norweskiej grupie Spaceballs - udało się połączyć programowanie z warstwą wizualną, pokazując, że komputery to nie tylko gry i programy, ale także coś ponadtechnologicznego: ruch, estetyka, synchronizacja, dynamika, wrażenia, sztuka. Gdy dodamy, że produkcja nie była typową animacją, tylko programem uruchamianym na domowym komputerze i generowanym na bieżąco przy pomocy procesora 7 MHz, mamy naprawdę coś nowego.

State of the Art

Osoby, które obejrzą to demo współcześnie, z pewnością będą miały poczucie, że jest to prosta, wręcz banalna, niczym nie wyróżniająca się animacja. I trudno o bardziej uczciwą ocenę w dobie wystylizowanych komputerowo obrazów, wypełniających każde medium. Aby wyjaśnić fenomen "State of the Art", trzeba nakreślić kontekst czasów, jakie towarzyszyły pojawieniu się tego dema.

Rok 1992 to czas, gdy w domach nie były powszechne komputery. Gdzieniegdzie funkcjonowały pierwsze pecety z DOS-em, pc-speakerem, czarno-białym monitorem oraz napędem dyskietek 5,25". Większość domowych komputerów to starsze urządzenia ośmiobitowe oraz zdobywająca coraz większą popularność Amiga. Komputer ten na kilka lat zdobył rynek komputerów domowych naszego regionu, wypierając urządzenia ośmiobitowe oraz chwilowo detronizując nowe, ale słabe parametrowo pecety.

Rok 1992 to również szaro-bury okres poprzedzający dopiero nadchodzące zmiany technologiczno-rozrywkowe. W telewizji tylko trzy programy: TVP1, TVP2 oraz działający od niespełna dwóch tygodni Polsat. W sporej części domów czarno-białe telewizory i - sporadycznie - odtwarzacze VHS. Brak sklepów z komputerami, których rolę przejęły tzw. giełdy, organizowane w większych miastach. Filmy dostępne w drugim obiegu tylko na straganie, w formie przegrywanych i często używanych kaset wideo. Muzyka na kasetach magnetofonowych, odtwarzana na "grundigach" i "kasprzakach". W domach najpopularniejszą rozrywką były gry planszowe. Filmy, nawet te amerykańskie, to zwykłe produkcje bez efektów specjalnych ("Kevin...", "Nagi instynkt", "Bodyguard"). W USA dopiero powstawał OpenGL, czyli biblioteka programistyczna do grafiki 3D, a na zrealizowany komputerowo "Park Jurajski" Spielberga trzeba było poczekać jeszcze rok.

W tych szarych czasach posiadanie komputera oznaczało skok technologiczny. Gry nie wyewoluowały jeszcze do nowych gatunków, dominował symboliczny styl znany z komputerów ośmiobitowych. Nikomu nie przeszkadzało powolne wczytywanie się programu czy praca z wykorzystaniem tylko kilku kolorów na ekranie. Demo "State of the Art" wyłamało się z tego schematu. Było kolorowe i dynamiczne, do tego w zasięgu ręki, na małym komputerze podłączonym do domowego telewizora. W konsekwencji zajęło pierwsze miejsce w konkursie w Aars. Było pokazywane w telewizji, zarówno polskiej, jak i zagranicznej, na przykład w amerykańskiej MTV.

"State of the Art" do dziś wywołuje pozytywne emocje, choć zawsze trzeba wziąć poprawkę na to, że gust współczesnego widza jest inny niż dwadzieścia lat temu. Ale jak napisał jeden z fanów: "To było pierwsze demo, które mogłem pokazać niekomputerowym znajomym, które naprawdę im się podobało". Będąc uzbrojonym w wiedzę na temat realiów tamtych czasów, można śmiało obejrzeć "State of the Art" dziś, równo dwadzieścia lat od momentu powstania tego dzieła.

Na koniec drobna uwaga. Wszystkie wersje tego dema umieszczone w serwisie YouTube są niezbyt dobrej jakości. Dominuje wysoki stopień kompresji oraz częste przesunięcie dźwięku względem obrazu. Dodatkowo YouTube konwertuje filmy do 25 kl/s, co przy oryginalnym tempie wyświetlania dema 50 kl/s powoduje utratę płynności. Powyżej zamieściłem jedną z lepszych wersji. Inna, nieco lepsza wizualnie i dźwiękowo, choć z lekkim przesunięciem czasowym, ma zablokowane osadzanie na zewnętrznych stronach, można ją obejrzeć tutaj.

Sławomir Wilk


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Źródło: DI24.pl