Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Członkini Partii Piratów zastrzega prawa do swojej książki. To osłabia ruch piracki

19-09-2012, 10:10

Znana przedstawicielka Partii Piratów w Niemczech marzyła, by wydać książkę i zrobiła to. Teraz jej wydawca usuwa z sieci pliki z książką, a sama piratka twierdzi, że w zastrzeganiu praw do książki nie ma nic złego. Jeśli więcej piratów będzie tak postępować, ten ruch polityczny sam się unicestwi.

Niemcy to kraj, w którym Partia Piratów jest wyjątkowo silna. We wrześniu 2011 r. w wyborach do berlińskiego parlamentu krajowego Partia zdobyła 15 mandatów. W tym roku wybory do parlamentu Kraju Saary również przyniosły sukces. Partia Piratów uważana jest za polityczny fenomen, który odpycha elity, przyciąga masy i jest popierany przez 13% obywateli Niemiec.

Jedną z rozpoznawalnych twarzy Partii Piratów w Niemczech jest Julia Schramm, będąca też blogerką i publicystką. Niedawno wydała ona książkę pt. Klick mich, Bekenntnisse einer Internet-Exhibitionistin (Kliknij mnie: Zwierzenia internetowej ekshibicjonistki). Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Knaus, a prawa do niej są zastrzeżone. Sam wydawca bardzo dba o to, aby nie rozpowszechniano nieautoryzowanych plików. Kopie zostały już usunięte m.in. ze strony wiki Partii Piratów oraz Dropboksa.

Czytaj: Piraci walczą o prawo do anonimowej karty SIM - znów o rejestracji prepaidów

Można już śmiało powiedzieć, że Julia Schramm jako piratka jest spalona. Jeśli ktoś angażuje się w działalność ruchu walczącego o reformę praw autorskich i jednocześnie korzysta z praw autorskich w sposób najbardziej restrykcyjny z możliwych, trudno nazwać to inaczej niż hipokryzją. Jest to również strzał w stopę Partii Piratów. Teraz przy okazji każdej debaty będzie można wypomnieć partii, że jeden z ich najważniejszych członków sam korzysta z praw autorskich w tradycyjnym rozumieniu.

Schramm określała już własność intelektualną mianem "obrzydliwej". W swojej książce wspomina ona o "mafii treści". Teraz sama jest elementem tego obrzydliwego przedsięwzięcia.

Marzyła, by napisać książkę...

Jeszcze bardziej uderzające jest to, że Julia Schramm swojej hipokryzji nie dostrzega. W wywiadzie udzielonym gazecie Die Welt tłumaczyła ona, że jej książka nie jest poświęcona ideom pirackim, ale szerzej rozumianemu życiu w sieci.

Schramm wspomniała też o tym, że jej marzeniem było napisać książkę. Rzecz jednak w tym, że napisanie książki wcale nie wymaga podpisywania umowy z wydawcą i zastrzegania wszystkich praw. Julia Schramm mogła wydać książkę na jednej z tzw. wolnych licencji (np. Creative Commons), co nie wykluczyłoby spieniężenia jej, ale jednocześnie zagwarantowałoby większą swobodę. Byłby to ukłon w stronę wolnej kultury, o którą Partia Piratów rzekomo walczy.

Schramm zapewnia, że po 10 latach, gdy odzyska ona pełnię praw do książki, dzieło zostanie udostępnione za darmo. Ach... więc tak wygląda wolna kultura według czołowej niemieckiej przedstawicielki Piratenpartei?

mem

Piractwo to bunt

Oczywiście Julia Schramm miała pełne prawo podpisać umowę z wydawcą. Działalność piracka z zasady jednak opiera się na krytyce istniejącego systemu prawnego, przynajmniej w obszarze własności intelektualnej.

Warto wiedzieć, że ruch piracki w formie ideowej narodził się w 2003 roku, kiedy powstała organizacja Piratbyrån (Biuro Pirackie). Ta organizacja o charakterze think tanku doprowadziła do uruchomienia serwisu The Pirate Bay. To była działalność niemal buntownicza, dywersyjna, ale zwróciła ona uwagę na podnoszony dziś często problem - prawo autorskie jest przestarzałe, często przesadnie restrykcyjne. Działalność The Pirate Bay można uznać za agresywny atak na prawa autorskie, niemniej był to początek zmian w myśleniu.

Gdyby nie ta buntowniczość piratów ze Szwecji, dziś Julia Schramm prawdopodobnie sama nie wpadłaby na to, by zakładać ruch piracki. Być może skupiłaby się na swojej działalności ekshibicjonistycznej, co wydaje się bardziej odpowiadać jej faktycznym zainteresowaniom.

Sonda
Wydanie zastrzeżonej książki przez przedstawicielkę Partii Piratów to...
  • nic złego
  • porażka
  • coś, co mnie nie obchodzi
wyniki  komentarze

Prezent dla antypiratów

Teraz Schramm dała prezent antypiratom. Jednym z najmocniejszych argumentów obrońców obecnych praw autorskich jest bowiem to, że ruch piracki nigdy nie wskazał alternatywnych dla tych praw rozwiązań, które mogłyby zapewnić twórcom przeżycie. Jeśli teraz więcej piratów pójdzie w ślady Schramm i zacznie publikować dzieła zastrzeżone prawami autorskimi, ten argument zostanie wzmocniony i ruch piracki sam się unicestwi. Schramm wykonała pierwszy krok w tym kierunku. Kolejni autorzy-piraci będą wskazywać palcem na swoją koleżankę i będą mówić, że "skoro ona mogła, to ja też".

Podkreślę w tym miejscu, że sam nie jestem piratem i nie chodzi o to, że krytykuję Julię Schramm za szkodzenie danemu ruchowi ideowemu. Stwierdzam tylko pewien fakt - takie zachowanie jest krokiem w kierunku samozniszczenia tego ruchu.

Podobną hipokryzję w Polsce prezentował już Łukasz Mach, który namawiał do kradzieży swoich utworów. Znacznie łatwiej jednak zrozumieć takie zachowanie w przypadku artysty, niż w przypadku "polityka" nazywającego własność intelektualną "obrzydliwą".

Czytaj: Artysta prosi, byście kradli, czyli dziecinada a nie postęp


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *