Apple Facebook Google Microsoft badania bezpieczeństwo patronat DI prawa autorskie serwisy społecznościowe smartfony

Antypiraci powinni ujawnić kod źródłowy swoich wykrywaczy - sprawa Cox Communications

29-06-2015, 14:33

Często słyszymy o tym, że jakaś antypiracka firma wykryła piratów i wysyła wezwania do zapłaty. Tylko czy ktoś starał się ocenić wykorzystywane technologie wykrywania? Antypiraci powinni ujawnić ich kod źródłowy. Tak uważa firma Cox Communications, która jako operator nie chciała współpracować przy copyright trollingu i teraz walczy w sądzie.

Copyright trolling, czyli nadużywanie prawa autorskiego w celach zarobkowych, jest problemem ciągle narastającym w Polsce. Najczęściej copyright trolling przyjmuje formę masowego wzywania do zapłaty za rzekome naruszenia, a odbiorcami wezwań nierzadko są osoby niewinne. Z tego oraz z wielu innych powodów taka działalność wzbudza poważne zastrzeżenia etyczne. 

Kiedyś copyrihgt trolling występował głównie za granicą. W roku 2014 biznes ten gwałtownie rozwinął się w Polsce i od tej pory często opisywaliśmy jego polskie przejawy. Teraz jest powód, aby wrócić do pewnych wydarzeń zagranicznych, gdyż mogą one wskazać pewne problemy istotne także z polskiego punktu widzenia. 

Rightscorp 

W Stanach Zjednoczonych działa antypiracka firma o nazwie Rightscorp. Firma identyfikuje rzekomych piratów i wysyła do nich e-maile, oferując odstąpienie od ścigania już za 20 dolarów od jednego naruszenia. Generalnie firma ta dąży do stworzenia czegoś w rodzaju systemu drobnych mandatów za naruszenia. 

Jest wiele kontrowersji wokół Rightscorp. Firma prowadzi wątpliwy etycznie biznes, ale więcej pieniędzy przejada, niż zarabia. W pierwszym kwartale 2015 roku jej wydatki sięgnęły 1,2 mln dolarów, podczas gdy zarobki wyniosły ponad 300 tysięcy. Poza tym firma doczekała się pozwu w związku nękaniem rzekomych piratów połączeniami telefonicznymi

Cox: pokażcie kod źródłowy

Operatorzy telekomunikacyjni zwykle grzecznie współpracowali z Rightscorp, podejmując takie działania, jak np. rozsyłanie e-maili z wezwaniami do zapłaty. Jeden z operatorów się z tego wyłamał i był to właśnie Cox Communications. W reakcji na brak współpracy Cox został pozwany przez wytwórnie muzyczne (m.in. BMG Music). Twierdziły one, że operator chroni osoby naruszające prawa autorskie i dlatego powinien być współodpowiedzialny za naruszenia. 

Spór sądowy trwa i w USA jest uważnie obserwowany. W tym sporze bardzo ciekawe jest stanowisko Cox Communications. Firma stwierdziła wprost, że odmówiła udziału w "programie wymuszeń". Cox uważa, że firma Rightscorp powinna przedstawić kod źródłowy rozwiązań używanych do zbierania informacji o piratach. Rightscorp twierdzi, że przedstawiła już informacje w tej sprawie, ale Cox kwestionuje kompletność przedstawionego kodu (zob. TorrentFreak, COX WANTS RIGHTSCORP’S PIRACY TRACKING SOURCE CODE). 

Namierzono właściwe osoby?

Spór toczy się również o dane osobowe sprawców naruszeń. Wytwórnie muzyczne zażądały ujawnienia danych kilkuset osób, które w ich opinii dokonały największych naruszeń. Cox uważa, że jeśli wytwórnie chcą danych, powinny najpierw wystąpić z pozwem, a następnie sąd powinien wezwać do ujawnienia informacji.

Ciekawym efektem sporu o dane było to, że abonenci Cox zaczęli przysyłać do sądu listy opisujące ich sytuację. Jedna z domniemanych naruszycielek twierdziła, że jest 86-letnią wdową, która używa komputera wyłącznie do Facebooka, Skype'a i Gmaila. Inny abonent twierdził, że służy w marynarce i może udokumentować, że we wskazanym okresie nie mógł korzystać z usług Cox (zob. Ars Technica, In high-stakes copyright suit, Cox’s “top infringers” beg for privacy).

Trzeba badać antypirackie technologie

Spór dotyczący Cox Communication jest bardzo istotną sprawą w USA. Niewiele zmieni on w kontekście naszego polskiego copyright trollingu, ale jest w tym wszystkim jedna rzecz, na którą należy zwrócić uwagę. 

Po raz kolejny dochodzi do tego, że kwestionowana jest jakość rozwiązań używanych przez antypiratów do wyłapywania rzekomych naruszeń. To nic nowego. Już w 2008 roku w Wielkiej Brytanii mówiono o sprawie państwa Murdoch, którzy otrzymali wezwanie do zapłaty za rzekome piractwo od firmy prawniczej Davenport Lyons. Państwo Murdoch byli ludźmi po 50., którzy rzekomo pobrali grę. Tak naprawdę oni nigdy nie grali w gry i nie mieli pojęcia, jak działa P2P. 

Od tamtego czasu wielokrotnie opisywano działania różnych firm i kancelarii antypirackich. Wielokrotnie pojawiały się wątpliwości co do tego, czy antypiraci namierzyli właściwe osoby. Jedna z firm, która pozwała niewłaściwego człowieka, została nawet zmuszona do zapłacenia mu rekompensaty w wysokości ponad 100 tys. dolarów.

Zdarzyło się także, że antypiracka kancelaria wykorzystała dane niewiadomego pochodzenia i to w przypadku, gdy wcale nie doszło do naruszeń! Tak było, gdy prawnicy zażądali pieniędzy od użytkowników RedTube.

W Polsce gazety też niejednokrotnie opisywały przypadki ludzi, którzy absolutnie nie mieli pojęcia, dlaczego dostali wezwanie do zapłaty za piractwo od kancelarii prawnej albo od firmy quasi-prawniczej. Dziennik Internautów prezentował, jak wygląda udostępnianie informacji o abonentach od strony dostawcy internetu. Dostawcy byli odpytywani tylko o to, kto miał dany adres IP o danej porze. Rozmawialiśmy na ten temat z pracownikami firm telekomunikacyjnych i przyznawali oni, że czasami na listach adresów IP do ujawnienia znajdowały się ewidentne błędy. 

Cox Communication zaatakował sprawę od właściwiej strony. Zaczął pytać o to, jak działają antypirackie wykrywacze. Analiza kodu źródłowego to najlepszy sposób, żeby je ocenić. 

W Polsce copyright trolling często wymaga posłużenia się prokuraturą. Z tego powodu prokuratury powinny się zachować tak jak Cox - powinny pytać o sposób działania wykrywaczy antypirackich. Dziennik Internautów już kilka razy pytał prokuratury, czy dokładnie sprawdzały pochodzenie adresów IP rzekomych piratów. Nie zawsze otrzymywaliśmy jasne odpowiedzi i to nas nieco martwi. Z doniesień medialnych wynika, że w przypadku dochodzenia wszczętego przez Lex Superior prokurator zdecydował się na powołanie biegłego i sprawdzenie oprogramowania. Nie mamy jednak pewności, czy jest to standardowa procedura, a z pewnością taką powinna być. Będziemy jeszcze nieraz o to pytać. 


Aktualności | Porady | Gościnnie | Katalog
Bukmacherzy | Sprawdź auto | Praca


Artykuł może w treści zawierać linki partnerów biznesowych
i afiliacyjne, dzięki którym serwis dostarcza darmowe treści.

              *              

Następny artykuł » zamknij

Co siedzi w Oceanie Indyjskim?